Jedna z dziewczyn w komentarzu pod którymś z moich letnich postów napisała że "Trzeba wierzyć w cuda... bo się zdarzają" pamiętam, że pomyślałam wtedy, że się może i zdarzają ale nie mi... okazało się, że jestem człowiekiem małej wiary. A to co nas spotykało przez ostatnie miesiące to prawdziwy CUD.
Wrzesień
Rozpoczął się nasz intensywny kurs na rodziców adopcyjnych. Byliśmy bardzo zestresowani ale jednocześnie szczęśliwi, że to już. Zajęcia bardzo nam odpowiadały, żyliśmy od spotkania do spotkania. Ludzie na kursie zupełni inni niż my a jednak wspólny cel łączy. Mimo różnicy wieku, statutu, poglądów i doświadczeń życiowych dogadywaliśmy się świetnie. Ze spotkania na spotkanie nawet za sobą tęskniliśmy.
Zajęcia na kursie bardzo ciekawe, przydatne. Część informacji była nam znana, ale mimo to przydało się takie uporządkowanie wiedzy.
Październik
Wyjazdy na kurs okazały się męczące, dwa trzy spotkania w tygodniu po pracy zajmowały nas całkowicie. Dodatkowo musieliśmy dojeżdżać 3 h w jedną stronę. Ale te nasze kilku godzinne przejażdżki i obserwowanie zmieniającej się przyrody za oknem bardzo były nam potrzebne. Mieliśmy czas tylko dla siebie. Uwielbiam rozmawiać w samochodzie, mój mąż mniej bo nie ma gdzie uciec ;) Czasami były to trudne rozmowy, bo zazwyczaj rozmawialiśmy na temat kursu i tego co akurat tam było poruszone. Panie prowadzące zajęcia dzieliły się swoimi doświadczeniami, czasami bardzo trudnymi i nie zawsze ze szczęśliwym zakończeniem...
Listopad
Coraz krótsze dni, ciemno i nie przyjemnie, skończyła się moja ukochana jesień. Ale ten miesiąc okazał się szczęśliwy bo dostaliśmy kwalifikację na rodziców adopcyjnych i mieliśmy zacząć czekać...
Wszyscy którzy nam kibicowali w czasie kursu mówili, że szybko doczekamy się dzieciątka, że na pewno do końca roku, że tak czują... ja też tak czułam. Całym serduchem kochamy to nasz adopcyjne dziecko, którego jeszcze z nami nie ma, ale wiem, że kiedyś będzie i że zostanę JEGO mamą.
Musimy jednak odłożyć adopcję na jakiś czas. We wrześniu okazało się że jestem w ciąży już nie tylko tej adopcyjne. Jedno moje dziecko mam w serduszku a drugiego CUDAKA mam już przy sobie, ma kilkadziesiąt gramów, parę centymetrów i sobie zdrowo rośnie.
Jesteśmy teraz bardzo szczęśliwi, wcześniej mieliśmy problem z zaakceptowaniem tej sytuacji - ja miałam. Nie tak wyobrażał sobie przez lata niepłodności i starań dzień w którym dowiem się ,że się udało. Mężowi nie powiedziałam o swoich podejrzeniach, dowiedział się po jakimś czasie... w sumie chyba nie wierzyłam, że to może być ciąża. OA zaproponował nam pomoc w poukładaniu sobie w głowach tego co nas spotkało, okazało się, że nie tylko my mamy problem z pogodzeniem się z nową sytuacją.
Dopiero teraz mam odwagę mówić, jaki CUD nas spotkał i dziękować Bogu za niego....