środa, 22 lipca 2015

nie takie słoneczne lato

Ostatnio nie mam ochoty na nic. Chodzę smutna, mój mąż też jakiś taki zamyślony. przez lato i te upały mieliśmy ostatnio dużo czasu na przemyślenia i chyba nic z tego dobrego nie wyszło. Odebraliśmy też ostatnie wyniki od lekarza, które nie  pozostawiają złudzeń. Mimo, że wybraliśmy adopcję, po cichu liczyliśmy na cud. A tu klops. Chyba do końca nie pogodziliśmy się z naszą niepłodnością, trudno mi to przyznać ale tak czuję. Ten brak pogodzenia się może nam przeszkadzać przy adopcji - WIEM... czy adoptując, kochając dziecko, którego nie urodziłam przestanę być niepłodna, czy z tym stygmatem będę musiała żyć do końca? Wiem, że mszę się z tym uporać.. ale jeszcze nie teraz, nie dziś. Dziś sobie popłaczę...

7 komentarzy:

  1. Witam, przeczytałam całego Twojego bloga i miałaś rację wiele Nas łączy ;) Mój M po przeczytaniu stwierdził że ",,Ktoś czyta w naszych myślach i opisuje je.." :)
    Miło tu u Ciebie - na pewno będę zaglądać :)
    Ja tez wczoraj miałam nie najlepszy dzień. Łzy same leciały mi z oczu. Mnie rozsypała informacja ze znajomi z którymi jutro się widzimy są w ciąży..I tak lepiej, że dowiedziałam się dziś, a nie przy nich. Nie najlepsza jestem w technice kamuflażu uczuć.
    My tez mamy ostatnio myśli dot wznowienia leczenia. Ehh czy to wszystko nie może być prostsze jak 2+2.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie też takie szczęśliwe informacje o ciążach innych działają identycznie, zbieram się kilka dni. Zobaczysz my też się doczekamy dzieci, może wtedy to nie będzie tak bolało... pozdrawiam

      Usuń
  2. Ola, to nie jest takie łatwe - pogodzenie się z brakiem możliwości posiadania biologicznego dziecka, ale z perspektywy czasu mogą Ci powiedzieć, ze uczestnicząc w szkoleniach, poznając inne niepłodne pary, czytając książki o adopcji... stopniowo ten ból jest łagodniejszy.. w sercu pozostanie do końca życia, ale obiecuję Ci że jak np. za pół roku przeczytasz ten wpis, to Twój smutek będzie o wiele mniejszy.
    Może pomyślisz ze się mądrzę, albo jestem jakąś mega twardzielką... nie, wręcz przeciwnie, też często płaczę aż serce mnie rwie z tęsknoty za dzieckiem, ale są lepsze i gorsze dni i dziś mam ten lepszy, mam na tyle siły żeby wspierać innych ;) Trzymaj się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze za pół roku będę zupełnie inaczej na to patrzeć. Obyśmy maiły jak najwięcej tych lepszych dni.

      Usuń
  3. Olu! Tak się cieszę, że zaczęłaś pisać i że na Ciebie trafiłam! Czy dostałaś zaproszenie na mojego bloga? Bo wysłałam, ale chyba coś pochrzaniłam...Także jeśli nadal chcesz nam towarzyszyć, odezwij się do mnie na maila (mojabajka86@gmail.com)

    A odnośnie Twojego wpisu: Pogodzenie się faktycznie nie jest łatwe i wiele wody musi upłynąć, żeby człowiek ostatecznie rozstał się z nadzieją na posiadanie biologicznego potomstwa - ale uwierz mi, że kiedy adoptowany maluszek pojawia się w naszym życiu, to o tej francy niepłodności naprawdę się zapomina i przestaje się o niej zupełnie myśleć ! :) Wiele dają już same warsztaty w OA, spotkania z innymi parami w podobnej sytuacji, a nawet wymiana myśli na łamach bloga. Jednak ta największa przemiana dokonuje się po spotkaniu z "Adoptusiem" - i oby nastąpiło ono u Was jak najszybciej ! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za komentarz, maila już napisałam:)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń