Ostatnio nie mam ochoty na nic. Chodzę smutna, mój mąż też jakiś taki zamyślony. przez lato i te upały mieliśmy ostatnio dużo czasu na przemyślenia i chyba nic z tego dobrego nie wyszło. Odebraliśmy też ostatnie wyniki od lekarza, które nie pozostawiają złudzeń. Mimo, że wybraliśmy adopcję, po cichu liczyliśmy na cud. A tu klops. Chyba do końca nie pogodziliśmy się z naszą niepłodnością, trudno mi to przyznać ale tak czuję. Ten brak pogodzenia się może nam przeszkadzać przy adopcji - WIEM... czy adoptując, kochając dziecko, którego nie urodziłam przestanę być niepłodna, czy z tym stygmatem będę musiała żyć do końca? Wiem, że mszę się z tym uporać.. ale jeszcze nie teraz, nie dziś. Dziś sobie popłaczę...
Witam, przeczytałam całego Twojego bloga i miałaś rację wiele Nas łączy ;) Mój M po przeczytaniu stwierdził że ",,Ktoś czyta w naszych myślach i opisuje je.." :)
OdpowiedzUsuńMiło tu u Ciebie - na pewno będę zaglądać :)
Ja tez wczoraj miałam nie najlepszy dzień. Łzy same leciały mi z oczu. Mnie rozsypała informacja ze znajomi z którymi jutro się widzimy są w ciąży..I tak lepiej, że dowiedziałam się dziś, a nie przy nich. Nie najlepsza jestem w technice kamuflażu uczuć.
My tez mamy ostatnio myśli dot wznowienia leczenia. Ehh czy to wszystko nie może być prostsze jak 2+2.
Pozdrawiam:)
Na mnie też takie szczęśliwe informacje o ciążach innych działają identycznie, zbieram się kilka dni. Zobaczysz my też się doczekamy dzieci, może wtedy to nie będzie tak bolało... pozdrawiam
UsuńOla, to nie jest takie łatwe - pogodzenie się z brakiem możliwości posiadania biologicznego dziecka, ale z perspektywy czasu mogą Ci powiedzieć, ze uczestnicząc w szkoleniach, poznając inne niepłodne pary, czytając książki o adopcji... stopniowo ten ból jest łagodniejszy.. w sercu pozostanie do końca życia, ale obiecuję Ci że jak np. za pół roku przeczytasz ten wpis, to Twój smutek będzie o wiele mniejszy.
OdpowiedzUsuńMoże pomyślisz ze się mądrzę, albo jestem jakąś mega twardzielką... nie, wręcz przeciwnie, też często płaczę aż serce mnie rwie z tęsknoty za dzieckiem, ale są lepsze i gorsze dni i dziś mam ten lepszy, mam na tyle siły żeby wspierać innych ;) Trzymaj się ;)
Mam nadzieję, ze za pół roku będę zupełnie inaczej na to patrzeć. Obyśmy maiły jak najwięcej tych lepszych dni.
UsuńOlu! Tak się cieszę, że zaczęłaś pisać i że na Ciebie trafiłam! Czy dostałaś zaproszenie na mojego bloga? Bo wysłałam, ale chyba coś pochrzaniłam...Także jeśli nadal chcesz nam towarzyszyć, odezwij się do mnie na maila (mojabajka86@gmail.com)
OdpowiedzUsuńA odnośnie Twojego wpisu: Pogodzenie się faktycznie nie jest łatwe i wiele wody musi upłynąć, żeby człowiek ostatecznie rozstał się z nadzieją na posiadanie biologicznego potomstwa - ale uwierz mi, że kiedy adoptowany maluszek pojawia się w naszym życiu, to o tej francy niepłodności naprawdę się zapomina i przestaje się o niej zupełnie myśleć ! :) Wiele dają już same warsztaty w OA, spotkania z innymi parami w podobnej sytuacji, a nawet wymiana myśli na łamach bloga. Jednak ta największa przemiana dokonuje się po spotkaniu z "Adoptusiem" - i oby nastąpiło ono u Was jak najszybciej ! :*
Dziękuje bardzo za komentarz, maila już napisałam:)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń